Tytułowe zdanie, tylko z pozoru jest pozbawione sensu. Ale… czy to już czas przyznać, że jest się analogowym dinozaurem?
Na zegarku 23:08. Za oknem właśnie przejechał tramwaj. Szum, który wzbudził, to jeden z niewielu, otaczających dźwięków. Piękna pogoda, rześkie, nocne powietrze wpada do mieszkania. Generalnie – cicho i spokojnie; idealna pora na pisanie – pisanie, którego nie przerywają telefony. No ok. Skoro jest tak fajnie, to czemu idzie tak ciężko? Człowiek patrzy na ekran laptopa i od kilku godzin widzi tylko ciąg liter. Nic więcej. A już na pewno nic, co układałoby się w logiczne ciągi słów.
Pisanie, to zabawna praca; bez względu na to, co się pisze. Zaczyna się i kończy w głowie, reszta to tylko narzędzia do transmitowania przekazu. I przez to, schlebia ona naszym nawykom. Zwłaszcza, gdy jest się samemu w mieszkanio-pracowni, zorganizowanym tylko pod siebie.
Kawa; koniecznie z mlekiem. 50/50. Do tego 2 łyżeczki cukru. Muzyka; soundtracki, odtwarzane „dla weny” tysiące razy. I w końcu – najzabawniejszy nawyk, pokazujący chyba zmianę pokoleniową. Te same ciągi słów, lepiej dla mnie wyglądają nabazgrane (charakter pisma mam straszny!) na papierze, niż wstukane w Wordzie. Łatwiej… widzę tekst. Jego układ, strukturę, błędy. O rany, czas do piachu – jestem niereformowalnie analogowy! I do tego jak beznadziejnie bezproduktywne wpisy wrzucam na bloga! Dobranoc!
Zostaw komentarz
You must be logged in to post a comment.