Przyjemny (czy aby na pewno?) film, śmiejący się (czy aby na pewno?) z tego, jak z idei da się zrobić koszmarek. Ot: reklamowe złośliwości.

Jak na razie, znam tylko kilka filmów, które złośliwe pokazują, jak kreacje reklam zmieniają się wraz z kolejnymi etapami ich akceptacji. Ogilvy poszedł w nostalgię, więc troszkę przysnąć przy oglądaniu można, ale zasadniczo – coś w tym jest…