Na tarczy telefonu 00:17.  Taksówka śmiga przez pustą o tej godzinie Dolinkę Służewiecką. Raptem 15 minut i człowiek z Czerniakowa dojeżdża na Ursynów, czas-marzenie powrotu w regularnych godzinach pracy. I podczas tego krótkiego rajdu do domu po oczach biją dwie rzeczy: pusta droga i billboardy.

Wprawdzie o marzeniach o przejezdnej Dolince Służewieckiej można (i warto) napisać poemat o objętości Pana Tadeusza, ale… no dobra, może jednak nie warto.

O billboardach (jako takich) zasadniczo też nie ma większej potrzeby pisać, ale już ich cicha umiejętność wyłaniania się z miasta po zmroku jest warta wspomnienia. Niby banał, ale specyficzne wrażenie robi trik, gdy tą samą trasą jedzie się w dzień, to ni drobiny (subiektyw) nie zwraca się na nie uwagi. Giną w tłumie innych obrazków.

Nocą… dzisiejszą nocą nagle zobaczyłem nowe billboardy Play… tzn. nowe dla mnie, choć może wiszą już od tygodni. Tylko, że właśnie dziś, człowiek zmęczony nocnym dyżurem, przykleił gębę do szyba taxy i w końcu je zauważył. Wyostrzona percepcja? Raczej sceptyczniej – coś się świeci i voilà – przejrzałem na oczy. Jakie to banalne.