Nieczęsto się zdarza, aby nazwa filmu skusila mnie do pójścia do kina. A jednak: są wyjątki.
Wprawdzie „Cosmopolis” jeszcze nie widziałem, ale już subiektywnie i copywritersko – gratuluję Donowi DeLillo (autor powieści na podstawie której powstał film), bardzo dobrego pomysłu na nazwę książki. Nie dość, że idealnie oddaje ona kosmopolityczny klimat, to jeszcze nawiązuje do legendarnego „Metropolis” Fritza Langa, który również był jako fabuła osadzony w realiach miasta-molochu. Dwa dobre tropy połączone w jedną, łatwą do zapamiętania, uniwersalną globalnie, melodyjną nazwę. Dobra, namingowa robota, szacunek.
Zostaw komentarz
You must be logged in to post a comment.