Przed chwilą Kajetan Kajetanowicz został zwycięzcą 70 Rajdu Polski.


Fajnie! Przy tej okazji przypomniał mi się wywiad, który z Kajetanem przeprowadziłem niemal równo 5 lat temu. Nie sposób się nim dziś nie podzielić, zwłaszcza, że historia – tradycyjnie – zatoczyła koło; tym razem Bouffier w generalce rajdu był drugi.

Rajdy samochodowe
Narkotyk lepszy od seksu

Plan ma skromny – chce być tylko najszybszym polskim kierowcą. Przynajmniej na razie. Szanse na jego realizację – duże. Obecnie w klasyfikacji generalnej Rajdowych Mistrzostw Polski (RMSP) wyprzedza go tylko Francuz Bryan Bouffier… Z kierowcą rajdowym Kajetanem Kajetanowiczem spotkaliśmy się podczas Rajdu Karkonoskiego.

Rozmawiał: Tomasz Banasik.

Dlaczego rajdy samochodowe? Dla kobiet, popularności, adrenaliny?
Kobiety, popularność, adrenalina… Myślę, że adrenalina jest mi najbliższa, ale nie tylko ona. Po prostu kocham się ścigać, bakcyla złapałem kilkanaście lat temu dzięki ojcu, gdy podziwiałem rajdy jako widz. Popularność mniej lub bardziej idzie w parze z dobrymi wynikami, kobiety chyba najmniej… Popularność jest oczywiście przyjemna, ale na pewno nie jest najważniejsza.

Co jest, według Ciebie, największą zaletą takich sportów?
Emocje… To jest jak narkotyk… W sumie to nie wiem, czy to, że tak uzależniają, jest akurat zaletą (śmiech). Ale gdy już się zacznie, to później nie da się o nich nie myśleć. Myślę, że kibice też to podobnie odczuwają. Jest też oczywiście kilka minusów, ale na wadze, gdzie na jednej szali leżą wady, a na drugiej zalety, tych drugich jest zdecydowanie więcej.

Poleciłbyś start w wyścigach komuś bliskiemu?
Trudne pytanie. Niewątpliwie jest to przyjemna sprawa, ale z drugiej strony, rajdy są niebezpieczne. Na pewno poleciłbym ich pierwsze etapy – konkursy, eliminacje. Ale później, na wyższym poziomie, np. mistrzostw Polski, kosztuje to sporo wyrzeczeń i pieniędzy. I wymaga stuprocentowego oddania. Generalnie – tak, poleciłbym, ale nie przekonywałbym do nich na siłę.

Niektórzy kierowcy twierdzą, że szybka jazda jest jak dobry seks. Do czego Ty byś ją porównał?
Do czegoś lepszego od seksu (śmiech).

Nawet od naprawdę dobrego seksu?
Nawet od naprawdę dobrego (śmiech). To nie znaczy, że nie mam z dobrym seksem nic wspólnego, przeciwnie… (śmiech). Ale i tak porównałbym rajdy do czegoś jeszcze lepszego.

Konkretnie. Czym się ścigasz?
Obecnie Mitsubishi Lancer Evo IX, zbudowanym w styczniu tego roku. To znaczy, ścigałem się nim do ostatniego rajdu Subaru (śmiech). Teraz będziemy jeździć takim samym modelem, ale innym egzemplarzem, bo po ostatnim wypadku tamten jest wprawdzie do odremontowania, ale to potrwa. Wcześniej jeździłem kolejno Fiatem 126p, Cinquecento, później Seicento, Peugeotem 106, następnie Peugeotem 206 i Subaru Imprezą N11. Wymieniam dokładnie, bo to odzwierciedla szczeble, po których się wspinałem, żeby jeździć najnowocześniejszymi autami.

Co jest najważniejsze w aucie sportowym od strony technologicznej?
To jest tak. Na końcowy wynik składa się samochód, zespół, pogoda, umiejętności, cechy charakteru, dyspozycja w danym dniu… Setki, tysiące czynników. Tak samo jest w samochodzie – wszystko musi w nim działać idealnie. Oczywiście wydaje się, że najważniejszy jest silnik, jego moc. Ale w rajdach często istotniejsze jest odpowiednie ustawienie zawieszenia. Ścigamy się po drogach publicznych, a jakie mamy drogi w Polsce – wiadomo. Dlatego musimy mieć bardzo dobrze ustawione zawieszenie, to właśnie ten szczegół sprawia, że można naprawdę szybko jeździć po zwykłych trasach.

A bezpieczeństwo?
W tym roku na Rajdzie Subaru przy prędkości ponad 100 km/h uderzyliśmy w przepust, a potem dachowaliśmy. Zupełnie nic nam się nie stało. Oczywiście trochę się ponaciągaliśmy, ale to jest normalna sprawa, zadziałały prawa fizyki. Fakt, że kokpit, który jest obudowany rurami popularnie nazywanymi klatką, był nienaruszony, choć auto z zewnątrz było kompletnie zdemolowane. Dlatego czujemy się w miarę bezpieczni. W miarę, bo najgorsze jest oczywiście uderzenie i zatrzymanie w miejscu. Takie dachowanie jak nasze, odbicie się czy nawet muśnięcie drzewa nie jest tak bardzo niebezpieczne, jak nagłe zatrzymanie do zera nawet przy 60 km/h.

Zajmowaliącie druga pozycję. Co się stało?
Jechaliśmy za szybko. Po prostu. Oczywiście można zwalac na trasę, niedoczytanie mapy, ale to nie ma sensu. Po prostu źle oceniłem szybkość, za ostro wszedłem w zakręt i wypadliśmy z trasy.

Jakieś obawy po tym wypadku?
Nie. Mam duże wsparcie ludzi, z którymi pracuję, oczywiście żony, ale też sponsorów, kibiców i przyjaciół. To jest bardzo ważne. Pieniądze też są ważne, zwłaszcza w takich sportach… Ale w chwilach, gdy wypada się z trasy, najważniejsze jest, gdy jest wsparcie bliskich i przyjaciół. Dzięki niemu do kolejnego rajdu przystąpiłem właściwie bez obaw.

Który swój start uważasz za największy sukces?
Każdy, po którym jestem z siebie zadowolony, po którym czuję, że nauczyłem się czegoś nowego, że jestem lepszy. Oczywiście są rajdy, które wspominam bardzo miło, na przykład zwycięstwo w rajdzie Elmot – nasz pierwszy start z Maćkiem Wisławskim (pilotem Kajetana – przyp. red.) i zarazem pierwszy start w Mitsubishi. Od razu wygraliśmy, więc to było bardzo miłe, ale myślę, że naprawdę zadowolony jestem z każdego startu, który kończę na dobrej pozycji i podczas którego uczę się czegoś nowego.

A który za najwiąkszą porażką?
Rajd Subaru 2007. Na 5 km rajdu urwałem koło. To był mój ostatni błąd, aż do… kolejnego rajdu Subaru, właśnie tego, na którym wypadliśmy z trasy. Żona mówi, że mam pecha do Subaru, ale to oczywiście zbieg okoliczności. W każdym razie tamten rajd już na początku skończył się katastrofą.

Co trzeba zrobić, żeby zostać mistrzem Polski w rajdach samochodowych?
Nie będę odkrywczy. Trzeba mieć talent, świetny samochód i bardzo ważne, aby mieć superzespół i w nim świetną atmosferę… O czym niektórzy kierowcy zapominają. A szkoda, bo załoga jest od siebie uzależniona – dziesiątki ludzi pracują na końcowy wynik.

Bouffier jest do przeskoczenia?
Na poszczególnych rajdach tak. Ale myślę, że Francuzowi wszystkie te trzy elementy, o których powiedziałem przed chwilą, zagrały w tym roku na 100 proc. i żaden z polskich zawodników nie ma ich jeszcze na takim poziomie. W poszczególnym rajdzie ktoś z Polski jest w stanie go wyprzedzić, ale generalnie Bouffier jest najlepszy. Oczywiście w tym roku.

A w przyszłym sezonie?
Moim celem jest być najszybszym Polakiem. Później zamierzam wyznaczać sobie inne, dalsze cele, ale na razie trzeba zrealizować ten bliższy, realny – być najszybszym polskim kierowcą.

Wierzę, że śmiało patrzysz w przyszłość.
Pewność siebie w pewnym stopniu pomaga, ale oczywiście trzeba znać jej granice, inaczej może być złudna i zaszkodzić. Ważna jest świadomość własnych możliwości, ale nie można przekroczyć tej cienkiej granicy, po której pewność siebie zmienia się w bufonadę.

Zdobycie jakiego tytułu, wygranie jakiego rajdu jest Twoim marzeniem?
Tytuł – wiadomo – mistrza Polski w rajdach. A rajd? Chciałbym wygrać rajd Polski. Co prawda w przyszłym roku będzie on eliminacją do mistrzostw świata, więc jest to niemożliwe, bo przyjadą zawodnicy z zupełnie innej półki, na zupełnie innym sprzęcie. Ale gdyby rajd byę tylko eliminacjami mistrzostw Polski… Czego oczywiście organizatorom nie życzę… Jeśli jednak, to chciałbym wygrać właśnie ten rajd – jest prestiżowy, a do tego na szutrze, na którym brakuje mi jeszcze doświadczenia, choć bardzo lubię na nim jeździć.

Marzenia pozasportowe?
To jest najtrudniejsze pytanie. Mogę tak wymijająco? Odpowiem na nie w następnym wywiadzie (śmiech).

Na dopiero co zakończonym Rajdzie Karkonoskim zajęliście drugie miejsce…
Ten rajd był dla nas naprawdę szczęśliwy. Cieszyłem się jazdą; oprócz emocji i wyniku było też wiele takiej typowej frajdy. Nie znałem tych odcinków, bo jeżdżę w mistrzostwach od 2005 roku, a w tym czasie Rajd Karkonoski miał przerwę. Ale było świetnie – trudne trasy, dojrzała jazda, gdy trzeba było szybka, gdy nie trzeba było – troszkę mniej. Ale i tak już myślę o kolejnym starcie.

A organizacja?
Było dobrze. Młoda krew, nowi ludzie i to było widać. Przyszło wielu kibiców, z mojej perspektywy wyglądało na to, że dobrze zabezpieczonych. A i podejście do zawodników świetne, dużo lepsze niż na innych rajdach. Czuło się, że jesteśmy mile widziani.

To bliżej czy dalej do bycia najlepszym Polakiem w rajdach?
Bliżej, dużo bliżej. Ale i tak nadal daleko.

Wywiad opublikowany w Ciao Iveco Magazine wrzesień/październik 2008